Życie rumuńskie.
lipiec 2010 - luty 2011 - ???
czwartek, 26 maja 2011
pożegnania i ostateczny czwartek
niedziela, 15 maja 2011
ostatki
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
wto i inne schematy
niedziela, 17 kwietnia 2011
zbrodnie i klimaty świąteczne
Czytanie Mrożka zawsze pozostawia mnie niespokojną a już czytanie Mrożka w nieodpowiedniej fazie cyklu wpływa na mnie fatalnie (tak, moje życie w dużym stopniu zdeterminowane jest przez biologię i odkąd to sobie uświadomiłam jest mi łatwiej). Generalnie zatem się naczytałam i sama mam ochotę się zamknąć w więzieniu albo urządzić polowanie na łazienkowego tygrysa. Ewentualnie kogoś skrzywdzić. Głupio mi, że blog się staje kanałem narzekania ale nie mogę nic poradzić. Chyba znów za długo siedzę w Rumunlandii i potrzebuję powrotu do jakiegoś mniej chaotycznego miejsca (Cypr nie pomógł mi w tej kwestii). Chaos chaos chaos. Wieczne "imediat" i brak szacunku dla cudzego czasu (jeśli hydraulik umówił się na 15 to przyjdzie albo o 14 albo o 17, nigdy nie wiesz). Dwa tygodnie milczenia i nudy a potem nagle telefon i "zrób to natychmiast", zero organizacji. Oczywiście kulturalnie i taktownie odmówiłam (szanujmy się!), ale do dupy z taką asertywnością jak potem mam dwa dni wyrzuty sumienia. Trzeba popracować nad tym. Tak samo jak nad wyrażaniem swojego niezadowolenia w kwestii brudu mieszkaniowego. Ostentacyjne niesprzątanie po nie moich imprezach nie pomaga. Co gorsza, ofiarą mojej cichej walki padł mój biedny kolega, któremu podczas odwiedzin komórka przylepiła się do kuchennego stołu. W ramach powstrzymywania się przed wybuchem i totalnym załamaniem pozostało mi jedynie opuścić Wyspę Bogactwa i oddać się niedzielnym refleksjom przedświątecznym. Jestem w szoku, ale brakuje mi nawet tych okropnych sztucznych palm, bo tutaj się do tego wagi nie przywiązuje zupełnie. W ogóle jakoś dziwnie tu chyba przeżywają te święta. W Najlepszym z Supermarketów widziałam dzisiaj wielkanocną promocję: klimatyzator za jedyne 979 lei. W sumie nic szokującego, gdyby nie fakt, że reklamowali go hasłem "upewnij się, że jesteś w 100% przygotowany do Wielkanocy". Gdzie tu sens, gdzie logika? Chodzi o to, że jeśli nie ma duchowego klimatu, to chociaż klima? Nieżyciowo. Chociaż w sumie nie wiem czy mogę komentować, niby post a ja mam ochotę kogoś ukatrupić. Niestety na razie ukatrupiam tylko magisterkę uparcie jej nie pisząc :/
piątek, 15 kwietnia 2011
hipsterstwo.ro
środa, 13 kwietnia 2011
epizod cypryjski
Podróż nie może się odbyć bez stresu, to wiadomo nie od dziś. Moja wyprawa na Cypr (nie będzie nazywany więcej Ciepłą Wyspą, było zimno, protestuję!) też była dosyć stresująca. Na szczęście wszystkie nieprzyjemności spotkały mnie na samym początku, potem było już tylko cudownie. W sumie po tak dramatycznym początku nie mogło być inaczej.
czwartek, 7 kwietnia 2011
Emigracja jednak ma na mnie wpływ, nie da się tego ukryć. Dużo rzeczy teraz robię sama, nieraz nie jest łatwo ale udaje się i okazuje się, że jednak mogę! Chyba polubiłam to aż za bardzo. Coś, co kiedyś było „marginesem swobody” w związkach i kontaktach z ludźmi teraz stało się jakąś patologiczną potrzebą niezależności. Niedobrze. Dobrze jest umieć radzić sobie samemu ale zauważyłam, że u mnie to prowadzi niemalże do katastrof, a już na pewno do dziwnych i niepotrzebnie stresujących sytuacji.
Przykład 1: Dostaję wiadomość o treści „W sobotę jedziemy nad morze, szykuj się:) ”. Prawidłowa reakcja: cieszę się, szykuję kostium i sprawdzam czy pogoda na Słonecznej Wyspie będzie aby na pewno idealna. Moja reakcja: Nie wiedzieć czemu upatruję tu „zamachu na moją niezależność”, ciśnienie mi skacze (bo jak można mi tak oznajmiać? Bez pytania?) i prawie strzelam focha dekady. Źle. Na szczęście w porę zawróciłam z tej drogi i jest dobrze.
Przykład 2: Służbowy wypad na rumuńską pocztę J Za kierownicą pracownik Poważnej Instytucji. Sama nie cierpię „back-seat driverów” (niedługo miną 4 lata odkąd po usłyszeniu „spoko, masz dużo miejsca” prawie się (i kilki innych osób, pozdro Mamo :D) nie zabiłam). Zatem sposobu jazdy ani żadnych sytuacji drogowych nie komentuję. I nagle skrzyżowanie, czerwone światło jak nic. Jedziemy, jedziemy (myślę sobie, no przecież widzi, halo), jedziemy… i nagle stoimy na środku skrzyżowania i nadjeżdża tramwaj. Super. Dodatkowo wszyscy wyczilowani, padło tylko coś w stylu „O! Czerowne? ;) Gorsze rzeczy się zdarzają w życiu” :D W sumie prawda, bo i nic się nie stało na dobrą sprawę. Niemniej jednak wprowadzę chyba złotą zasadę: „Pozwól ludziom popełniać błędy dopóki to nie stwarza zagrożenia dla życia”…
Ogólnie to chyba te rozmyślania przez stresy uczelniane, bo to już ostatnie podrygi, a problemy ciągle jakieś są, i to wcale nie naukowe a organizacyjne. Ważne Podanie podpisał koordynator, dyrektor ds. studenckich, jeden dziekan i Książe sam nawet (zwany też nie wiedzieć czemu dyrektorem instytutu). Niestety drugi dziekan nie podpisał. Co to znaczy? Nie wiadomo. Ogólnie burdel na kółkach, ale oczywiście można sobie porozprawiać o orderach zamiast o studentach myśleć: http://wroclaw.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,9390238,Tajne_zycie_uniwersytetu__czyli_komu_naleza_sie_ordery.html
Przynajmniej promotor napisał do mnie, cyt. „Pierwszy rozdział otrzymałem”, co na moje oko sugeruje, że otrzymać to i owszem ale czytać niekoniecznie. Ale podobają mu się pomysły na drugi rozdział, co mnie cieszy :]
W sumie to nieważne, bo już jutro czeka na mnie Wyspa, ha!